kocia babcia zasłynęła ze swojego matczynego podejścia do swoich kocich dzieci. Tak nas wszystkich tym ujęła, że nie sposób było przejść obok niej obojętnie. Zaczęliśmy się troszczyć o kocią ferajnę co po dziś dzień pozwala nam obserwować kocią wielopokoleniową rodzinkę.
pierwsze dzieci kociej babci to trzy, czarne jak smoła kociaki, z uszami jak nietoperze.
siedziały sobie skulone w schowku na drewno - miejscu, w które zawsze kocie mamy przynoszą u naszych dziadków w ogrodzie swoje dzieci - aby tam je wychować. Zapach drewna towarzyszy więc maluchom od początku. Może dlatego moje kociaczki najbardziej upodobały sobie drewniany żwirek w kuwecie...?
kocie maluchy nie różniły się od siebie zbytnio. Próbowaliśmy zgadywać który z nich ma krótszy ogonek, któremu bardziej świecą się oczka, który ma czarniejszą, bardziej usmoloną sierść od pozostałych, a który ma najwięcej białych włosków na szyjce. Na wiele to się nie zdawało, poneiważ następnego dnia zgadywaliśmy który jest który od początku. Z czasem dopiero kociaki zaczęły kształtować swój charakter i można było je rozpoznawać po sposobie spędzania czasu - na denerwowaniu pozostałych, na licznych psotach, rozbojach, podgryzaniach, siedzeniu w kącie, chowaniu się, zaglądaniu w różne miejsca, zwiedzaniu, itd. itd.
koteczki okazały się bardzo pojętnymi stworzeniami, chętnymi do wszelkich zabaw. Można było patrzeć na nie godzinami - jak się bawią, gryzą, liżą wzajemnie, chowają, drażnią. Miłe usposobienie i aksamitna sierść kociaków sprawia, że patrzymy na te zwięrzęta jak na żywe, kochane maskotki, pełne spokoju, miłości, delikatności - nic tylko tulić i głaskać. A jednak co jakiś czas te malutkie kociaki przypominały nam o tym, że są drapieżnikami posiadającymi kły i pazury po to, żeby zabijać.
najpiękniejsze, najzabawniejsze i najszczęśliwsze chwile kociaków to te, które spędziły na swawoli i psotach.
kocia babcia (ówczesna mama) całkiem spokojnie znosiła wariacje swoch dzieci i ich ciągły pociąg do jej licznych piersi aby zaspokoić niezaspokojony głód. Kociaki były zawsze chętne pociągnąć biały, ciepły napój prosto od matki, często przy tym tarasując się wzajemnie i wykłócając o najlepsze miejsce. Gdyby mogły mówić, zapewne ciekawe dialogi możnaby usłyszeć w trakcie "zdobywania cycka".
dziś nie ma już dwójki z dzieci babci kociej. Przeżyło tylko jedno kocie dziecko - matka moich dwóch czekoladek. Niestety tak to już jest w wolnym i swawolnym życiu podwórkowego kota - raz lepiej raz gorzej. Warto jednak pamiętać, jak pięknie prezentowała się cała rodzinka wygrzewając się w sierpniowym słoncu roku 2010. Jakie te małe pędraki głodne były świata i swojego krótkiego życia. Jakie zachłanne wrażeń, zabawy, mleka i parówek... Oj ile parówek zjadły...
na koniec zdjęcia ze szczęśliwego okresu kociej babci i jej trójki kapryśnych, smolistych, kochanych dzieci, wśród których dorastała kocia mama dwóch czekoladek.